Jak tylko zobaczyłam nowe fotki z dialogami, to od razu się uśmiechnęłam.

Życiowe, śmieszne a czasem prześmiewcze teksty obrazują całą gamę ludzkich zachowań, przekomarzanek, zagajeń, reakcji czy mniej lub bardziej zamierzonych gaf. I do tego ten język, naturalny, dokładnie taki, jaki słychać w codziennych rozmowach. Super sprawa.
Poza tym, najbardziej wdzięczne i słodkie okazują się w tym wszystkim zwierzaki...
Cóż, mnie się nie udało zobaczyć smoczycy nawet w Windenburgu, a co dopiero w jakichś San Sekwojach!

Dlatego z przyjemnością popatrzyłam sobie na nią na Twojej fotce. I teraz już wiem jak wygląda.

I coś mi się zdaje, że pieski doskonale wiedziały kiedy zagłuszyć niezbyt miłą wypowiedź, albo przynajmniej... kiedy udawać, że zagłuszają.

Należy im się niewątpliwie jakiś dobry przysmak za to.

Za to koń przypatrujący się uważnie rozgrywce (ach, te oczyska!), swoim komentarzem rozwala system!

Tymczasem psina u weterynarza ma twardy orzech do zgryzienia, jak tu nauczyć swego pana, że brak możliwości zabawy to niekoniecznie choroba. I z nadzieją patrzy na weterynarza, licząc na to, że ten wyłoży kawę na ławę, tłumacząc nieogarniętemu tłumokowi czego psy potrzebują do pełni szczęścia. Owieczka spragniona nektaru, pewnie dawno już spostrzegła, że jej pan ma po nektarze dobry humor, więc gra... świeczki warta. W końcu, kto by nie chciał napić się tej owocowej niebiańskiej ambrozji?
I przyznaję, że ostatnia fotka bardzo mnie zaskoczyła! Podobnie jak Delsu, nie miałam pojęcia o takiej interakcji! I że tak sobie można wręczyć kasę komuś, by... zwiększyć pasek przyjaźni. I że tak ładnie widać, jak papierowe simoleony przechodzą z rąk do rąk (bo całkiem fajnie to wygląda).
