Rozdział 12 - ostatni
Tak - macie państwo tutaj do czynienia z parą okrutnych morderców. Należy dodać - seryjnych morderców! Bo to nie jest pierwsze zabójstwo, którego dokonała ta mordercza para!
- Ofiarami ich padały młode, majętne kobiety. Takie jak właśnie Arlena Stuart.
Dała się złapać na lep czułych słówek jak mucha spragniona miodu!
-Arlena poznała Redferna już wcześniej. A właściwie to on sam zaaranżował tak okoliczności, że wypadło to zupełnie naturalnie. Zaoferował pomoc podczas wizyty Arleny w londyńskim banku. W poczekalniach banków przebywał bardzo często, wypatrując kolejnych ofiar - najczęściej samotnych kobiet.
Mógł to robić zupełnie bezkarnie - nikt nie przygląda się jakoś szczególnie interesantom w poczekalniach banków!
Arlena - spragniona zainteresowania i zabawy - była łatwym łupem. Młody, przystojny mężczyzna łatwo ją w sobie rozkochał. Kobieta straciła głowę do tego stopnia, że nie zważając nawet na zachowanie pozorów - wynajęła dla niego apartament w luksusowym pensjonacie, w którym również i ona sama zjawiła się z mężem i pasierbem.
-Ciekawa bajka - parsknął Redfern.
- Pani Clarke potwierdziła, że to Arlena zapłaciła za pański apartament! - Luksusowe wakacje na koszt kochanki, której nie przeszkadzał nawet fakt, że zjawił się pan z żoną! - tu Poirot podniósł głos - a z którą pan wspólnie i w porozumieniu zaplanował tę zbrodnię!
- Plan był prosty - zwabił pan Arlenę w odludne miejsce, zabił ją, i w pośpiechu odpłynął z miejsca zbrodni motorówką.
- Ale widziałam przecież zwłoki Arleny... Odkryliśmy je z panem Redfernem - zaoponowała Emily Brewster - Leżała tam na plaży. - Nie żyła już!
- Z daleka widać było tę jej trupią bladość!
- I na tym zasadzał się cały plan! Widziała pani to, co morderca chciał, aby pani zobaczyła. - Czy pani dotykała ciała? Podeszła bliżej?
- Nie - Emily aż się wzdrygnęła na tę myśl.- Jednak pan Redfern sprawdził, - ona BYŁA martwa!
- Właśnie! - To Patrick Redfern stwierdził, że Arlena jest martwa! - Ale na plaży leżało ciało innej - całkiem żywej kobiety - jego żony Christine!
- Ale - upierała się Emily.. -to była Arlena!... - Miała na sobie ten swój krzykliwy strój kąpielowy... I kapelusz z morskiej trawy na czarnych włosach!
- NIKT TUTAJ NIE MIAŁTAKICH BUJNYCH KRUCZOCZARNYCH LOKÓW!... - Poza tym... poza tym... Poznałam ją choćby po tej niesamowitej opaleniźnie...
-Ale sama pani przed chwilą stwierdziła, że ciało Arleny pokryła trupia bladość - Poirot bezlitośnie punktował zeznania Emily - a twarzy pani nie widziała z bliska...
Odwrócił się do zebranych-
- Według mnie przebieg zdarzeń był następujący:
- Arlena wypływa sama na plażę, aby opalać się samotnie - pod pretekstem zmęczenia tłumem... Tak naprawdę umówiła się już poprzedniego dnia z Patrickiem Redfernem. Czeka na niego na plaży pod Jaskinią Przemytników.
Gdy Redfern nadpływa - ale nie sam - nie chcąc być widziana - chowa się do jaskini...
- W tym czasie na plażę zbiega ze skałek pani Christine Redfern. Ściąga swoją luźną suknię, skrywającą pod spodem identyczny strój plażowy. Z torby wyciąga kapelusz z morskiej trawy, który można kupić na prawie każdym straganie w miasteczku! Smaruje ciało olejkiem brązującym, który nabyła wcześniej. Olejek nie jest w stanie naśładować pięknej opalenizny Arleny, ale mógł ją imitować w jakimś stopniu.
- Sama pani zwróciła uwagę na nienaturalną bladość ciała Arleny! - detektyw zwrócił się do Emily.
Rozkłada ręcznik plażowy, nakłada perukę z czarnymi puklami, kładzie się tak, by twarz była mało widoczna, zresztą przykrywa głowę kapeluszem.
Gdy nadpływacie - pan Redfern prowadzi z panną Emily głośną rozmowę, by Arlena słyszała, że nie jest sam.
- Ciekawa teoria! Niby w jakim celu miałbym to robić!
- Żeby Arlena nie wyszła z jaskini w czasie, gdy pańska żona z powodzeniem odgrywa jej zwłoki. Bóg raczy wiedzieć, co Arlena myślała, i czy widziała rozciągniętego na ręczniku jej sobowtóra.
Gdy tylko panna Emily biegnie po pomoc - Arlena wybiega z jaskini na spotkanie. Ale wtedy zamiast czułego objęcia - łapią ją silne dłonie kochanka zaciskające się na jej gardle!
Pan, panie Redfern ma mało czasu, nie bawi się w skrupuły - spieszy się, by dokonać dzieła przed przybyciem pomocy, po którą pobiegła Emily.
-Tak - potwierdziła Emily, i dodała prawie szeptem - sam mi to zaproponował!
-Tak, bo musiał się pani pozbyć - żeby panna nie odkryła, że to nie Arlena spoczywa na piasku, lub - co gorsza - że Arlena żyje!
- Biedna Arlena czekała w tym czasie nieopodal - ukryta w jaskini. - Dopiero po pani odejściu została zamordowana!
Kenneth Marshal ukrył w tym momencie twarz w dłoniach... Pozostali zamilkli, przeżywając w myślach ten moment. Zapadła cisza...
- Oboje mordercy układają ciało Arleny w takiej samej pozie, w jakiej przed chwilą leżała Cjristine - podjął po chwili mały Belg...
- Ta zaś biegnie skrótem ponad skałkami, by zjawić się za chwilę na kortach, na umówiony mecz tenisa. Ten bieg przychodzi jej z łatwością - jest młodą, wysportowaną kobietą, co bezwiednie potwierdziła podczas meczu tenisowego, zaskakując swoją sprawnością nawet panią Darnley...
Rosamund w milczeniu skinęła głową.
- Ale wcześniej Christine musi jeszcze pobiec do pokoju, i zmyć z siebie olejek, którym zabarwiła ręce i nogi. Tę właśnie kąpiel zarejestrowało czujne ucho pokojówki. (tu Francine aż się zarumieniła z wrażenia).
- Buteleczka nie może być znaleziona w apartamencie, więc Christine wyrzuca ją przez okno. - Tylko przypadek sprawił, że ten drobiazg został w ogóle odkryty, gdyż wylądował pod nogami przechodzącej tamtędy pani Rosemary Darnley!
- Christine - milcząca do tej pory - zaoponowała gwałtownie.
- To nieprawda! Wszystko to jest wymysłem pana chorej wyobraźni! - Byłam cały czas z Lionelem!
- Tak, wzięła pani tego biednego chłopaka ze sobą, by mieć świadka, że była pani gdzie indziej w czasie, gdy popełniono morderstwo! - I w razie czego - skierować na niego podejrzenia!
- Ale zarówno pani, jak i Lionel potwierdziliście, że chłopak poszedł popływać.
W tym czasie pani przestawiła godzinę na jego zegarku, przesuwając wskazówki o pół godziny do przodu! A nawet zabrała jego okulary, w czasie gdy pływał, i podrzuciła je do jaskini - tylko po to, by skierować podejrzenia w innym kierunku!
Gdy młody człowiek wrócił z wody - stwierdził z przerażeniem, że prawie przegapił godzinę rozpoczęcia audycji, na którą czekał!
- Tak było - przytaknął Lionel. - Sprawdzałem co chwilę czas, by zdążyć na audycję! - A gdy przybiegłem do pensjonatu - to okazało się, że audycja nawet jeszcze się nie zaczęła!
- Wszystko to jest fantasmagorią - nie popartą żadnymi dowodami - Christine powiedziała to spokojnie, zachowując zimną krew.
-Wybaczą państwo, ale nie będziemy uczestniczyć w tym przedstawieniu. - Muszę się zresztą przebrać do kolacji!
Podniosła się z fotela i skierowała się do swojego apartamentu. Nikt z zebranych jej nie zatrzymał... Wszyscy siedzieli jak skamieniali!
Patrick Redfern , który również uniósł się z fotela - opadł gwałtownie, gdyż dźwięk dzwonka do drzwi wejściowych zabrzmiał jak wystrzał!
- Przybyli właśnie żandarmi pod dwództwem samego il comandante - signore Fabio Orsiniego.
Weszli do salonu w towarzystwie właścicielki pensjonatu.
- Dowody zebrane w tej sprawie już wcześniej przekazałem panu komendantowi - oświadczył Poirot zdumionej i jednocześnie zdruzgotanej pani Clarke.
- Na podstawie zebranych dowodów oraz przeprowadzonego przeze mnie śledztwa - przybyłem aresztować podejrzanych - Christine i Patricka Redfernów - Tu mam nakaz aresztowania - Orisini zamachał dokumentem przed nosem Redferna.
- To jakiś ponury żart? - Patrick Redfern próbował oponować, ale na widok kajdanków, które żandarm sprawnie zamknął na jego nadgarstkach zamilkł zrezygnowany.
Drugi z żandarmów zwrócił się do Christine, która ukazała się u szczytu schodów - spakowana jak do podróży.
Christine najwyraźniej liczyła, że uda się im obojgu opuścić pensjonat. Zdążyła się przebrać w pośpiechu, ale i tak jej spektakularna przemiana odebrała wszystkim mowę.
Stała przed nimi elegancka, w dumnej postawie - podróżny strój opinał jej zgrabne, umięśnione ciało. Z twarzy znikła bladość i sińce pod oczami, które w tej chwili rzucały gniewne błyski.
-Łapy przy sobie - syknęła, gdy żandarm próbował jej założyć kajdanki.
Redfern zbliżył się do żony, próbując dyskretnie przekazać jej maleńki pakiecik.
Orsini był jednak szybszy. Pakiecik został zarekwirowany. Żandarmi sprawnie wyprowadzili aresztowaną parę do zaparkowanego przed pensjonatem policyjnego ambulansu.
Na ulicy CHristine wyrwała się na moment i objęła męża po raz ostatni.
Żegnaj Patricku!
- Nie do wiary - nigdy nie zrozumiem kobiet - szepnął do siebie Arthur Hastings.