Balety u Krewety
: poniedziałek 18 lut 2019, 11:10
ODCINEK 1 - BALETY KREWETY
Beata Kreweta była kobietą inteligentną, błyskotliwą i zabawną, ale w życiu czegoś jej brakowało. Ostatnie miesiące spędzała w pustym domu, pijąc coraz mniej wymyślne drinki i zastanawiając się nad sensem ludzkiej egzystencji. Ostatecznie doszła do wniosku, że potrzebuje dwóch rzeczy…
Po pierwsze: zmian! W tym celu postanowiła przeprowadzić się do nowego miasta, gdzie nikt jej nie znał i gdzie będzie mogła zacząć wszystko od nowa. Wybór padł na wiecznie słoneczną Oazę Zdrój.
Po drugie: dziedzictwa. Zegar biologiczny tykał i choć Beata wcale nie przepadała za dziećmi, uznała że musi się rozmnożyć, by nie zmarnować doskonałych genów jakimi niewątpliwie dysponowała. Lubiła swój umysł, kreatywność, ładną buzię i duży biust; zamierzała zatem wydać na świat kilka nowych istot, które będą równie mądre, utalentowane oraz atrakcyjne.
By spełnić takie założenia, wcale nie potrzeba luksusów – wystarczy niewielki domek z bieżącą wodą i podwójnym łóżkiem. Dlatego panna Kreweta oszczędziła sporo pieniędzy, kupując skromną posiadłość, zwaną Kamiennym Zakątkiem. Dużym atutem była bliskość popularnego klubu „Sok z Grzechotnika”, gdzie można było łowić przyszłych tatusiów… Tylko w sensie biologicznym; nasza rezolutna okularnica nie zamierzała używać mężczyzn do celów innych niż seksualne.
Zanim jednak Beata zabrała się za przykre obowiązki, pozwoliła sobie na odrobinę przyjemności, czyli szukanie pracy. Zawsze pasjonowała ją moda, z wiadomych przyczyn głównie interesowała się niszą pt. „plus size”. Dotychczas zajmowała się tym wyłącznie amatorsko, czyt. wstawiała fotki na instagrama, gdzie zgromadziła kilkuset obserwatorów… niestety większość stanowili internetowi napaleńcy, a dyskusji o stylu, krojach i kolorystyce prowadzić się z nimi nie dało. Stanowisko „komentatora konfekcji” było zatem spełnieniem marzeń. Pełna werwy, świeżo upieczona dziennikarka modowa ruszyła na ulice przeprowadzać wywiady! Jak widać na załączonym obrazku, żółte czapki były tego roku absolutnym must have!
Tego samego dnia sąsiedzi urządzili nowej lokatorce przyjęcie powitalne i poczęstowali wyjątkowo niesmacznym ciastem jabłkowym. Prowodyrem akcji był młody artysta sceniczny Johnny Zest, zwabiony apetycznymi krągłościami czarnowłosej kobiety. Beata początkowo nie chciała zarzucać na niego swych sieci, blondyn wydawał jej się mdły, nijaki i zbyt wymuskany. Jednak dziwnym trafem, to jego imię zapamiętała, a ciemnoskórą koleżankę praktycznie zignorowała. Cóż, numer do pierwszego faceta w nowym mieście zapisany – może jeszcze się przydać. Z braku laku…
Kreweta liczyła na kogoś lepszego, dlatego postanowiła po raz pierwszy odwiedzić słynny „Sok z Grzechotnika”. Wiele słyszała o tym lokalu, jednak pierwsza wizyta okazała się sporym rozczarowaniem. Mimo kocich ruchów na parkiecie i licznych flirciarskich rozmów z przypadkowymi mężczyznami, nie znalazła nikogo zainteresowanego. Praktycznie wszyscy byli zajęci, zupełnie jakby miało to jakieś znaczenie! Przecież ona nie chciała się z nikim wiązać, chodziło wyłącznie o chwilę przyjemności i materiał genetyczny!
Może dlatego kolejna niezapowiedziana wizyta Johnny’ego Zesta ucieszyła Beatę. Nadal nie uważała go za zbyt interesującego, ale wyglądał na zdrowego, a dodatkowo był wyraźnie nią zauroczony. W myśl zasady „kuj żelazo póki gorące”, wyrachowana uwodzicielka najpierw zainicjowała kontakt cielesny na kanapie, by następnie zaciągnąć ambitnego, acz głupkowatego artystę do łóżka. Stąd już nie było odwrotu, pierwsza upojna noc w Oazie Zdrój stała się faktem.
Cóż, naiwny Johnny rzeczywiście okazał się zdrowy, bo już przy pierwszej próbie zaliczył złoty strzał. Beata Kreweta spodziewała się pierwszego dziecka, o czym wkrótce poinformowała swojego kochanka. Długo rozważała czy to zrobić, ale ostatecznie uznała, że jest mu to winna. Chłopak nie spanikował, chyba poważnie potraktował sprawę, bo zaraz zabrał się za pomaganie przyszłej matce, wynosząc śmieci… Biedaczek myślał, że ciąża oznacza związek, tymczasem Beatka nie uwzględniała go w dalszych planach. Johnny zrobił swoje, Johnny może odejść.
Co robi odpowiedzialna ciężarna kobieta? Idzie na imprezę! Wywija na parkiecie, zaczepia obcych facetów i pije drinki, oczywiście bezalkoholowe. Niestety, jak widać na załączonym obrazku, w stanie błogosławionym pęcherz nie sługa… No i bądźmy szczerzy, powodzenie u płci przeciwnej spada, gdy kobieta nosi w sobie dziecko obcego gościa.
Mimo niezbyt odpowiedzialnego trybu życia, poród przebiegł zgodnie z planem i na świecie pojawił się nowy człowiek: Benedykt Kreweta. Beata liczyła na dziewczynkę, ale hej – nie można mieć wszystkiego. Młoda matka szybko chwyciła za telefon i zatrudniła niańkę – jak miało się okazać, w ten sposób upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu… Ale o tym w kolejnym odcinku!
Beata Kreweta była kobietą inteligentną, błyskotliwą i zabawną, ale w życiu czegoś jej brakowało. Ostatnie miesiące spędzała w pustym domu, pijąc coraz mniej wymyślne drinki i zastanawiając się nad sensem ludzkiej egzystencji. Ostatecznie doszła do wniosku, że potrzebuje dwóch rzeczy…
Po pierwsze: zmian! W tym celu postanowiła przeprowadzić się do nowego miasta, gdzie nikt jej nie znał i gdzie będzie mogła zacząć wszystko od nowa. Wybór padł na wiecznie słoneczną Oazę Zdrój.
Po drugie: dziedzictwa. Zegar biologiczny tykał i choć Beata wcale nie przepadała za dziećmi, uznała że musi się rozmnożyć, by nie zmarnować doskonałych genów jakimi niewątpliwie dysponowała. Lubiła swój umysł, kreatywność, ładną buzię i duży biust; zamierzała zatem wydać na świat kilka nowych istot, które będą równie mądre, utalentowane oraz atrakcyjne.
By spełnić takie założenia, wcale nie potrzeba luksusów – wystarczy niewielki domek z bieżącą wodą i podwójnym łóżkiem. Dlatego panna Kreweta oszczędziła sporo pieniędzy, kupując skromną posiadłość, zwaną Kamiennym Zakątkiem. Dużym atutem była bliskość popularnego klubu „Sok z Grzechotnika”, gdzie można było łowić przyszłych tatusiów… Tylko w sensie biologicznym; nasza rezolutna okularnica nie zamierzała używać mężczyzn do celów innych niż seksualne.
Zanim jednak Beata zabrała się za przykre obowiązki, pozwoliła sobie na odrobinę przyjemności, czyli szukanie pracy. Zawsze pasjonowała ją moda, z wiadomych przyczyn głównie interesowała się niszą pt. „plus size”. Dotychczas zajmowała się tym wyłącznie amatorsko, czyt. wstawiała fotki na instagrama, gdzie zgromadziła kilkuset obserwatorów… niestety większość stanowili internetowi napaleńcy, a dyskusji o stylu, krojach i kolorystyce prowadzić się z nimi nie dało. Stanowisko „komentatora konfekcji” było zatem spełnieniem marzeń. Pełna werwy, świeżo upieczona dziennikarka modowa ruszyła na ulice przeprowadzać wywiady! Jak widać na załączonym obrazku, żółte czapki były tego roku absolutnym must have!
Tego samego dnia sąsiedzi urządzili nowej lokatorce przyjęcie powitalne i poczęstowali wyjątkowo niesmacznym ciastem jabłkowym. Prowodyrem akcji był młody artysta sceniczny Johnny Zest, zwabiony apetycznymi krągłościami czarnowłosej kobiety. Beata początkowo nie chciała zarzucać na niego swych sieci, blondyn wydawał jej się mdły, nijaki i zbyt wymuskany. Jednak dziwnym trafem, to jego imię zapamiętała, a ciemnoskórą koleżankę praktycznie zignorowała. Cóż, numer do pierwszego faceta w nowym mieście zapisany – może jeszcze się przydać. Z braku laku…
Kreweta liczyła na kogoś lepszego, dlatego postanowiła po raz pierwszy odwiedzić słynny „Sok z Grzechotnika”. Wiele słyszała o tym lokalu, jednak pierwsza wizyta okazała się sporym rozczarowaniem. Mimo kocich ruchów na parkiecie i licznych flirciarskich rozmów z przypadkowymi mężczyznami, nie znalazła nikogo zainteresowanego. Praktycznie wszyscy byli zajęci, zupełnie jakby miało to jakieś znaczenie! Przecież ona nie chciała się z nikim wiązać, chodziło wyłącznie o chwilę przyjemności i materiał genetyczny!
Może dlatego kolejna niezapowiedziana wizyta Johnny’ego Zesta ucieszyła Beatę. Nadal nie uważała go za zbyt interesującego, ale wyglądał na zdrowego, a dodatkowo był wyraźnie nią zauroczony. W myśl zasady „kuj żelazo póki gorące”, wyrachowana uwodzicielka najpierw zainicjowała kontakt cielesny na kanapie, by następnie zaciągnąć ambitnego, acz głupkowatego artystę do łóżka. Stąd już nie było odwrotu, pierwsza upojna noc w Oazie Zdrój stała się faktem.
Cóż, naiwny Johnny rzeczywiście okazał się zdrowy, bo już przy pierwszej próbie zaliczył złoty strzał. Beata Kreweta spodziewała się pierwszego dziecka, o czym wkrótce poinformowała swojego kochanka. Długo rozważała czy to zrobić, ale ostatecznie uznała, że jest mu to winna. Chłopak nie spanikował, chyba poważnie potraktował sprawę, bo zaraz zabrał się za pomaganie przyszłej matce, wynosząc śmieci… Biedaczek myślał, że ciąża oznacza związek, tymczasem Beatka nie uwzględniała go w dalszych planach. Johnny zrobił swoje, Johnny może odejść.
Co robi odpowiedzialna ciężarna kobieta? Idzie na imprezę! Wywija na parkiecie, zaczepia obcych facetów i pije drinki, oczywiście bezalkoholowe. Niestety, jak widać na załączonym obrazku, w stanie błogosławionym pęcherz nie sługa… No i bądźmy szczerzy, powodzenie u płci przeciwnej spada, gdy kobieta nosi w sobie dziecko obcego gościa.
Mimo niezbyt odpowiedzialnego trybu życia, poród przebiegł zgodnie z planem i na świecie pojawił się nowy człowiek: Benedykt Kreweta. Beata liczyła na dziewczynkę, ale hej – nie można mieć wszystkiego. Młoda matka szybko chwyciła za telefon i zatrudniła niańkę – jak miało się okazać, w ten sposób upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu… Ale o tym w kolejnym odcinku!